Karolina Kuler-Piotrkowicz "Zwierzęta gospodarskie"

Karolina Kuler-Piotrkowicz "Zwierzęta gospodarskie"

Ostatnia krowa, co myśmy mieli, to była taka Małgośka. I ta Małgośka to była taka moja.

Prezentacja absolwentów i absolwentek Programu Mentorskiego Sputnik Photos 2023/2024. Więcej zdjęć będzie można zobaczyć

na wystawie w Warszawie, która rozpocznie się 26 kwietnia 2025 roku. 1 maja rozpoczynamy rekrutację do nowej edycji kursu.

I jak raz wróciłam ze szpitala – a nie było mnie cały miesiąc tu w domu, bo w Konstancinie leżałam na kręgosłup, operowana byłam – mąż poszedł ją sprowadzić z pola. Tak się wtedy chodziło, krowa miała łańcuch i wiązało się, nie to, że krowa poszła sama. Ja mówię do męża: „Edek, ja tylko zajrzę do warzyw na pole i zaraz wrócę”. Na co krowa zaczęła tak ryczeć i przez pola, tak po skosie, przyleciała do mnie, zaczęła mnie wąchać. Pani wie, że ja się tak spłakałam… Żeby stworzenie do człowieka tak… Lubiłam ją bardzo, ja w ogóle lubię zwierzęta. I konia, jak żeśmy mieli. To był koń… Jak mąż go sprzedawał, to wsiadłam na rower, pojechałam do Chynowa. To taka miejscowość jest sąsiednia. Bo nie mogłam tego znieść, że tyle lat był – od źrebaka. Przez 22 lata żeśmy go trzymali. I on pracował, i nie pracował (później, jak był ciągnik). Ale był tak ze mną zżyty, że jak krzyknęłam: „Karuś, Karuś”, to jak się mężowi wyrwał z podwórka! Bo kiedyś inaczej było tu ogrodzenie. Po prostu się wyrwał z podwórka i mąż mówi do mnie: „Ooo, już koń uciekł”. Już było słychać „dududu”, jak leciał koło domu. Wyskoczyłam zaraz na podwórko (jeszcze ciemno było) i krzyczę: „Karuś, Karuś, gdzieś ty poszedł, coś ty mnie zostawił?”. Zarżał. Zaraz przyleciał. Taki był. Po prostu był zżyty ze mną. Wychowaliśmy go. Od źrebaka był kupionym, małym. Nie umiał jeszcze ani w polu chodzić, to jak go tak, tak za mordę, za uzdy i oboje chodziliśmy, jak się coś robiło. Oboje w parę chodziliśmy.